Written by 3:37 am Europea, Poesía

El poema de hoy en mi contra / Wiersz dzisiejszy w opozycji do mnie

Zofia Bohdanowiczowa

 

Presentamos por primera vez en Abisinia Review una edición trilingüe español-polaco-inglés de la casi desconocida poeta polaca Zofia Bohdanowiczowa (1898-1965), quien fue además novelista y traductora. Durante los años 20 Zofia estuvo asociada al grupo literario Skamander, cuyos miembros buscaron cuestionar, por medio de la introducción del lenguaje cotidiano, el nacionalismo que había caracterizado a la poesía polaca hasta entonces. Agradecemos la traducción al inglés a Lillian Jagna Nemetz y al español a Daniel Camilo Fajardo.

 

 

 

 

 

 

A Jósef Wittlin en el día de su llegada a Toronto en 1963

Nos conocimos el Día de la Expiación
Cuando el cielo lloraba a Israel.
Por primera vez observamos juntos
Las luminarias de arcilla de nuestras almas,
Ánforas arcaicas y oxidadas.
La tuya tenía cierta transparencia
Y una luz amatista brillaba en su interior.
La consciencia nos persuadió magistralmente
De que estábamos en un parque urbano junto a un lago
Entre los árboles ardientes en otoño
Y nuestras almas purpureaban del sufrimiento.
Pero en realidad no estábamos allí.
Los cielos nublados tronaron la intensa música
De las trompetas de Jerusalén, el Arcángel extinguió el sol
Y el suelo del cementerio estalló.
Y ese fue nuestro primer encuentro,
El próximo será en el día del Juicio Final.

 

 

Do Josefa Wittlina na dzien jego przyjazdu do Toronto w 1963 r

A spotkaliśmy się w Sądny Dzień
Kiedy niebo wezbrało płaczem Izraela.
Po raz pierwszy oglądaliśmy wzajemnie
Gliniane oprawy naszych dusz.
Amfory archaiczne i ośniedziale,
Twoja miała pewna przezroczystość
I ametystowe światło przebijało od wnętrza.
Świadomość po mistrzowsku nam wmówiła,
Ze jesteśmy w miejskim parku nad jeziorem,
W jesieni płonących drzew
I naszych dusz opurpurowiałych od cierpień.
A naprawdę nie było nas.
Pochmurnym niebem grzmiało wielkie granie
Jerozolimskich trąb, archanioł gasił słońce
I wypęklała się cmentarna ziemia.
I to było nasze pierwsze spotkanie,
A następne będzie w Dzień Sadu.

 

 

To Jósef Wittlin on The Day of His Arrival in Toronto- 1963

We met the Day of the Atonement
When the sky swelled with the tears of Israel
For the first time we examined together
The clay frames of our souls
Those stale and archaic amphoras.
Yours had a certain transparence
And an amethyst light beaming from the interior
Consciousness masterfully persuaded us
That we were in an urban park above a pond
Within the autumn´s flaming trees
Inside our souls purpled with much suffering
But we weren’t really there.
Clouded heavens thundered loud music
Of the trumpets of Jerusalem, the Archangel extinguished the sun
And the funereal earth was bursting
This was our first encounter
The next will take place on Judgement Day.

 

 

 

El poema de hoy en mi contra

Busco en él consuelo y encuentro amenaza,
Nostalgia histórica,
Expatriación del tiempo y el espacio.

¿A quién le construimos catedrales?

Cubismo, Dadaísmo, Vorticismo, Futurismo
El nombre de nuestro dios es Industria.
El enemigo de la modernidad: el modernismo.
Literatura modernista, damas modernistas
Gusto y publicidad modernista
Mundo momificado.
Dónde está el hombre, el hombre creativo
Que busca un vínculo con el mundo y no lo encuentra.
El modernismo sólo obtiene su fuerza
De los ataques al pasado.

Somos una manada de solitarios

 

 

Wiersz dzisiejszy w opozycji do mnie.

Szukam w nim pociechy znajduję pogróżkę,
Nostalgia historyczna
Ekspatriacja z czasu i przestrzeni.

Komu budujemy katedry?

Kubizm, Dadaizm, Verticyzm, Futuryzm
Nasz bóg ma Przemysł na imię.
Wróg współczesności – Modernizm.
Modernistyczna literatura, modernistyczne damy
Modernistyczny gust i reklama
Zmumifikowany świat.
Gdzie jest człowiek, twórczy człowiek
Szuka więzi ze światem a więzi nie ma.
Modernizm sile swa czerpie jedynie
Z ataków na przeszłość.

Stado samotników

 

 

Today´s poem disagrees with me

I seek consolation but find foreboding
Historical nostalgia
Expatriation out of time and space.

For whom are we building cathedrals?

Cubism, Dadaism, Vorticism, Futurism
Our god calls himself Industry
Enemy of our time – Modernism
Modern literature, modern houses
Modern taste and commercials
Mummified world
Where is man, creative man
Who seeks a link with the world but has none
Modernism draws its strengths
From attacks on the past

We are a herd of recluses

 

 

 

Luna

Aquí no hay luna que tiemble en el agua
Y esparza chispas por lagunas negras.
Acá a veces viene de la perdida Europa
Luna pálida, Luna láctea, Luna bella.
Los vientos vuelan desde el Yukón y agitan las nubes,
Todos los caminos se hunden en el abismo Atlántico
Y Luna calla y mira a los ojos de los sonámbulos
Que todavía añoran.

 

 

Luna

Tutaj nie ma księżyca, co by drżał na wodzie
I sypał złote iskry po czarnych lagunach.
Tu czasem z Europy utraconej przychodzi
Blada Luna, mleczna Luna, śliczna Luna.
Leca wichry z Jukonu i chmurami trzęsą,
Wszystkie drogi runęły w otchłań Atlantyku.
A Luna milczy i patrzy w oczy lunatyków,
Którzy wciąż jeszcze tęsknią.

 

 

Luna

There is no moon here trembling on the water
Casting gold over black lagoons.
Here from lost Europe sometimes comes
Pale Luna, milky Luna, lovely Luna.
Winds race from the Yukon shaking the clouds,
All roads have collapsed into the Atlantic pit.
While Luna silently gazes into the eye of Lunatics,
Who still yearn.

 

 

 

Nieve

El viento nos sofocó, el huracán nos sepultó,
Nos cubrió, nos cubrió hasta el cuello.
En las venas late el lento ritmo de la eternidad,
En los labios fríos el sabor del cielo.
El cristal de las estrellas nos hiere,
Las columnas de la aurora colapsan,
El terror se arrastra por los ventisqueros.
Nuestras manos se congelan a los costados
Y nos quedamos de pie, torpes muñecos de nieve,
Sobre piernas hinchadas.
Y cuando llegue la primavera
Caeremos de rodillas
Con los andrajos mojados,
La tierra nos beberá. La hierba brotará de nosotros.

 

 

Śniegi

Wicher as zadusił, huragan pogrzebał,
Zasypało nas, zasypało po szyje.
W żyłach powolny rytm wieczności bije,
Na wargach zimny smak nieba.
Kryształami sieka w nas gwiazdy,
Wala słupy zorzy polarnej,
Pełznie po zaspach trwoga.
Ręce nam do boków przymarzły
I stoimy, bałwany niezdarne,
Na opęczniałych nogach.
A gdy przyjdzie wiosenna odmiana,
Osuniemy się na kolana,
Mokrymi strzępami zwiśniem,
Ziemia nas wypije. Trawa z nas wytryśnie.

 

 

Snows

The wind stifled us, the hurricane buried us
We are covered, covered to our neck
The slow rhythm of eternity beats through our veins
Lips taste the coolness of the sky
The stars´ crystal smites us
The poles of northern lights strike
Fear creeps along the snowdrifts
Hands frozen at our sides
We stand like clumsy snowmen
On bulging legs
And when spring comes
We drop to our knees
Dangling wet wisps
The earth will drink us, spurting grass

 

 

 

Canadá

Canadá, esparcida de brillo,
Huracán y ala,
Saga de cantos del viento,
vuela entre dos océanos,
y no puede verme ni oír
las cuchillas colgando de sus bordes.
Yo —desde caminos arenosos—
Soy un trozo de hierba sin pisar.

Pero la noche nos une como a dos hermanas,
Cuando por luces afiladas
Una autopista de mil millas
Se arrastra bajo el corazón de la selva.
Y reunidas por un miedo común
Observamos cómo progresa la muerte
Entre los grupos de pinos erizados
Y entre las hojas sudando de miedo.

 

 

Kanada

Kanada blaskiem rozsypana,
Na dwóch lecąca oceanach,
Nie słyszy mnie i nie dostrzega
Źdźbła wiszącego na jej brzegach.
Ona jest skrzydło i huragan
I śpiewająca wichrem saga.
A ja – przywiana z dróg kurzawy
Niepodeptana kępka trawy.

Lecz noc nas łączy jak dwie siostry,
Kiedy klingami świateł ostrych
Tysiącmilowa autostrada
Pod serce puszczy się podkrada.
I wspólnym lekiem bliskie sobie
Na śmierć pełznąca patrzym obie
Przez najeżone sosen kiście
I przez spocone w strachu liście.

Toronto, 1960

 

 

Canada

Canada strewn with brilliance
Races along two oceans
Like a storm and a wing
And the saga of a singing wind
Neither sees nor hears me
And I -blown by a cloud of dust
Am a partially trampled small patch of grass

But the night unites us like two sisters
When with the sharp blades of light
A thousand-mile superhighway
Steals underneath the jungle´s heart
And brought close by a mutual fear
We watch how death creeps
Through the bristling brush of pines
And terror-sweating leaves.

 

 

 

Donde las alas heridas y plateadas de una telaraña

Se extienden perforadas sobre el brezo de luto
Donde la hierba es aplastada por las piedras
Y una vela es encendida por un diente de león
Donde una hoja agujereada por una flecha negra
Expele todavía su verdor desvanecido
Allí tiéndeme, en los cruces de arena
Y cúbreme de lluvia.

 

 

Gdzie przestrzelona srebrem pajęczyna

Zranione skrzydła na wrzosach rozpina
Gdzie przygniecionej kamieniami trawie
Żałobną lampkę zapala dmuchawiec
Gdzie liść przebity czarnym grotem ożym
Gasnąca zieleń sączy z siebie jeszcze
Tam mnie połóżcie na piaskach rozdroży
Nakryjcie deszczem.

Ostatni wiersz Poetki napisany w roku 1964

An Excerpt from “Beyond the Ocean” (last poem written by the author before her death in Toronto in 1964)

 

 

Where a silver-pierced cobweb

Unfolds wounded wings on the heather
Where mourning fro grass crushed by stones,
A dandelion lights a candle
Where a leaf speared by blackberry barbs
Still drains its own fading verdure
There lay me down on the crossroads of sand
And cover me with rain

 

 

 

Penrhos, Hogar polaco

Noche de verano, ¡cuánta tristeza en ti!
Un camino serpentea por los jardines coloridos
Como una calle de pueblo.
De una barraca cuelga un cartel rojo y blanco
Por alguna gloria nacional pasada.
Hoy es el aniversario.
El aleteo de dos tonos en las paredes bajas,
El aroma de alhelí, la capilla de madera
Y malvas y hojas de lúpulo…
Y detrás de la capilla en los arbustos de moras
Alguien mirando las estrellas silva un kujawiak
Deslizando el sombrero de su frente.
Noche en la tierra y noche en el cielo,
Ojos de la noche mirándose entre sí,
Templo de la noche y pelo gris.
Y nosotros en el escenario de un teatro oscuro
Bajo la rosa de los vientos extranjeros
Seguimos actuando la obra: “Patria”

Penrhos, 1954

 

 

Penrhos- Polish Home

Wieczorze letni, ileż w tobie smutku!
Wije się ścieżka wśród barwnych ogródków
Niby wioskowa ulica.
Z baraku zwisa znak czerwono-biały,
Bo jakiejś dawnej narodowej chwały
Dzisiaj przypada rocznica.
Trzepot dwubarwny po niziutkich ścianach,
Zapach maciejki, kapliczka drewniana
I malwy i liście chmielu…
A za kapliczka w jeżynowych krzakach
Ktoś patrząc w gwiazdy gwiżdże kujawiaka,
Zsunąwszy z czoła kapelusz.
Wieczór na ziemi i wieczór na niebie.
Oczy wieczorne zapatrzone w siebie,
Wieczorna skroń i siwizna.
A my na scenie ciemnego teatru
Pod kołującą różą obcych wiatrów
Wciąż gramy sztukę – „Ojczyzna”.

Penrhos, 1954

 

 

Penrhos- Polish Home

Summer evening, how much sadness in you,
A path weaves among the colored gardens
Like a country road.
A red and white insignia hangs from the barracks.
Today is the anniversary
Of some long-past national triumph.
A two-tone flutter along squatting walls,
A scent of gillyflowers, a wooden chapel,
Mallows and hop leaves ………
And behind the chapel in blackberry bushes,
A star-gazer whistles the kujawiak,
Pushing back his hat.
Evening on the ground and evening in the sky
Evening eyes introverted
Evening temples and grey hair
And we on the stage of a dark theatre
Under the whirling rose of foreign winds
Continually act our play, “The Native Land”.

 

 

 

Necrológica

Había un árbol de buenas noticias:
Hojas finas y pájaros sencillos,
Susurros y señales amistosas
Entre las ramas parpadeantes.
Un árbol silencioso como el pensamiento
Misterioso como una parábola
Elevado como una catedral sobre arcos negros
Donde los ángeles desprendidos del sol
Bailaban sobre el nudoso estuco
Pintado de aguamarina.
Un árbol puerto, donde bajo la sombra costera
Nadaba el magro pez del alba
En colores de leche y miel
Y los barcos de coral del oeste
Enganchaban sus velas a la cima.
Entonces la oscuridad creció en las hojas
El rocío salpicó, la niebla ondeó
Y le di las buenas noches al árbol
Con el sentimental Robert Frost:
Tree at my window, window tree…

La gente vino con sierras y hachas,
Corazones de astilla y humo de fábrica.
Un puñado de liliputienses agrupados en el tronco
Y dijeron: “Mataremos al árbol”
Los enanos odian a los gigantes.
Lo serraron sistemáticamente
Primero las manos, luego los brazos,
La cabeza verde tambaleó
Largo tiempo sobre la carcasa negra.
Luego cortaron el cuerpo en cuartos
Por el pecho, por el vientre, por los lomos
Y lo llevaron a un cementerio desconocido
En las caravanas de camiones de la muerte.

Ahora el mundo se estrelló en mi ventana:
Dinamos y tambores de hojalata
Afiches sexológicos
Escaparates enrojecidos
Postes, chimeneas, cables.
Y el viento envenenado con gasolina
Y el cielo hecho trizas
En los dedos de hierro de las hélices.

Y en el alféizar de la ventana expuesta
Que brilla de blanca desnudez sobre la calle
Una paloma aturdida divaga en círculos
Siempre cantando lo mismo:
Tree at my window, window tree…

 

 

Nekrolog

Było drzewo wiadomości dobrego:
Finezji liści I prostoty ptaków,
Przyjaznych szeptów i znaków
Wśród mrugających gałęzi.
Drzewo ciche jak myśl,
Tajemne w treści jak przypowieść,
Wyniosłe jak katedra na czarnych wsparta lukach,
Gdzie ulani ze słońca aniołowie
Tańczyli po skłębionych stiukach
Malowanych akwamaryna.
Drzewo przystań, gdzie pod brzeg cienisty
Podpływały smukle ryby poranka
Koloru mleka i miodu,
A koralowe okręty zachodu
Zaczepiały żaglami o szczyt.
Potem ciemność na liściach rosła,
Tryskały rosy, falowały mgły
I mówiłam drzewu na dobranoc
Sentymentalny wierz Roberta Frosta:
Tree at my window, window tree…

Przyszli ludzie z piłami, siekierami,
Z sercami ze śrobek i fabrycznych dymów,
Garstka liliputów wyroili się u pnia
I rzekli: „Zamordujemy drzewo.”
Karły nienawidzą olbrzymów.
Piłowali je systematycznie,
Najpierw dłonie, potem ramiona,
Długo na czarnym kadłubie
Chwiała się głowa zielona.
Potem rznęli ciało na ćwierci
Przez piersi, przez brzuch, przez lędźwie
I wywieźli na nieznany cmentarz
W ciężarowych karawanach śmierci.

Teraz runął w me okno świat:
Dynamo i bęben z cyny,
Seksologiczne afisze,
Uszminkowane witryny,
Słupy, kominy, druty
I wiatr brnzyną otruty
I niebo darte na strzępy
W żelaznych palcach śmigieł.

A na odsłoniętym parapecie,
Co naga bielą nad ulica lśni
Oszołomiony gołąb drepcze w kolko
I grucha wciąż to samo:
Tree at my window, window tree…

 

 

Obituary

There was a tree bearing good news:
Subtle leaves and simple birds
Friendly whispers and gestures
Amidst wavering branches.
Tree silent as thought
Mysterious as a parable
Elevated as a cathedral propped on black arches
Where angels cast from the sun
Dance along billowing stucco,
Painted aquamarine.
A tree-port where towards the shadowy bank
Swam the slender fish of dawn
In colors of milk and honey
While western coral ships
Caught their sails on the peaks.
Afterwards darkness grew on the leaves,
Dew welled up, fog floated,
And I said good night to the tree
With Robert Frost´s sentimental poem
Tree at my window, window tree…

People came with saws and axes
With hearts of screws and factory smoke
A handful of Lilliputians they swarmed at the trunk.
Dwarfs hate giants.
They sawed it systematically
First the hands then the arms
The green head on the black carcass
Faltered for a long time.
Then they butchered the body into quarters
Through breast, stomach, loins
Drove it to an unknown cemetery
In the truck caravans of death.

Now the world tumbled into my window:
Dynamo and tin drums
Sexological posters
Rouged showcases
Posts, chimneys, wires.
And gasoline-poisoned wind
And sky torn into shreds,
By propellers’ iron fingers

While on the uncovered window-sill
Whose naked whiteness glints above the street
A stupefied pigeon tramps in circles

Always cooing the same thing:
Tree at my window, window tree…

Traducidos al inglés por Lillian Jagna Nemetz
Traducidos al español por Daniel Camilo Fajardo

 

 

 

Zofia Bohdanowiczowa (1898-1965) fue una poeta, novelista y traductora polaca. Después de estudiar en la Facultad de Humanidades de la Universidad Esteban Báthory, hizo su debut como poeta en 1921 al publicar algunas de sus composiciones líricas en la revista Nueva Era de Leópolis. Durante los años 20 estuvo asociada al grupo literario Skamander, cuyos miembros buscaron cuestionar, por medio de la introducción del lenguaje cotidiano, el nacionalismo que había caracterizado a la poesía polaca hasta entonces. En 1938 publicó la novela Camino a Daugiel, obra que fue premiada por la editorial polaca San Adalberto. Un año más tarde, como consecuencia de la segunda guerra mundial, Bohdanowiczowa se vio forzada a abandonar Polonia y erró durante cuatro años por todo el continente europeo. Tras vivir en Rumania, Yugoslavia, Italia y Francia, Zofia se instaló en Gales en 1943 y vivió allí durante 17 años. En el transcurso de su residencia en el Reino Unido tradujo poesía inglesa, francesa, bielorrusa y estadounidense al polaco. Un volumen de estas traducciones, El tiempo de la inquietud, fue publicado en Nueva York en 1958. Posteriormente, en 1960, Zofia se mudó junto con su familia a Toronto, ciudad en la que habría de fallecer cinco años después. Su estancia en Canadá estuvo marcada por un hondo desasosiego producto del encuentro con la masiva industrialización que por entonces experimentaba el país norteamericano. Los poemas aquí presentados corresponden a la última etapa de su producción poética, etapa autobiográfica en la que abordó el exilio y el rechazo a la urbanización homogeneizante en su obra literaria.

La composición que ilustra este paisaje de Abisinia fue realizada a partir de:
Muchacho
Técnica mixta: Pintura acrílica y barro
50cm x 40cm
de © Jorge Lopez

 

año 2 ǀ núm. 9 ǀ enero – febrero 2022
Etiquetas: , , , , , , , , , , , , , , , Last modified: mayo 19, 2022

Morir es un país que amabas

Poesía y memoria por nuestros líderes y lideresas sociales

EDICIÓN & CURADURÍA 

Stefhany Rojas Wagner & Eduardo Bechara Navratilova 

ISBN

978-628-7546-85-1

PRECIO COLOMBIA

COL $100.000

Bonnefoy y Pizarnik,
una amistad con la poesía

AUTORA

Ivonne Bordelois

ISBN

978-628-01-3381-2

PRECIO COLOMBIA

COL $80.000

PRECIO ARGENTINA

Señora mía de mí 

AUTORA

Maria Teresa Horta 

ISBN

978-631-90088-5-2

PRECIO COLOMBIA

COL $60.000

PRECIO ARGENTINA

Estrellas de mar sobre una playa

Los poemas de la pandemia

AUTOR

Margaret Randall

 

ISBN

978-958-52793-1-5

PRECIO ARGENTINA

ARS $20.000

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

La sal de la locura

Le Sel de la folie

AUTOR

Fredy Yezzed

ISBN

978-1-950474-12-7

PRECIO ARGENTINA

Agotado

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

PRECIO AMAZON

Pronto Disponible

 

Carta de las mujeres de este país

Letter from the Women of this Country

AUTOR

Fredy Yezzed

ISBN

978-1-950474-09-7

PRECIO ARGENTINA

ARS $18.000

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

PRECIO AMAZON

Pronto Disponible

 

La canción que me salva

The Song that Saves Me

AUTOR

Sergio Geese

ISBN

978-1-950474-03-5

PRECIO ARGENTINA

Agotado

En este asombro, en este llueve

Antología poética 1983-2016

AUTOR

Hugo Mujica

ISBN

978-1-950474-15-8

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

El país de las palabras rotas

The Land of Broken Words

AUTOR

Juan Esteban Londoño

ISBN

978-1-950474-05-9

PRECIO ARGENTINA

Agotado

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

Las semillas del Muntú

AUTOR

Ashanti Dinah

ISBN

978-1-950474-22-6

PRECIO ARGENTINA

Agotado

PRECIO COLOMBIA

Agotado

Paracaidistas de Checoslovaquia

AUTOR

Eduardo Bechara Navratilova

ISBN

978-1-950474-25-7

PRECIO ARGENTINA

AR $10.000

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

PRECIO AMAZON

Pronto Disponible

Este permanecer en la tierra

AUTOR

Angélica Hoyos Guzmán

 

ISBN

978-1-950474-82-0

PRECIO ARGENTINA

ARS $10.000

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

La fugacidad del instante

AUTOR

Miguel Falquez-Certain

 

ISBN

978-958-52674-5-9

PRECIO ARGENTINA

Pronto Disponible

PRECIO COLOMBIA

COP 100,000

PRECIO AMAZON

Pronto Disponible

 

Mudar el mundo

AUTOR

Ana Gandini

ISBN

978-987-86-6012-7

PRECIO ARGENTINA

ARS $10.000

El guardián de la colmena

AUTOR

Leandro Frígoli

ISBN

978-987-88-0285-5

PRECIO ARGENTINA

ARS $10.000

El diario inédito del filósofo
vienés Ludwig Wittgenstein

Le Journal Inédit Du PhilosopheViennois Ludwing Wittgenstein

AUTOR

Fredy Yezzed

ISBN

978-1-950474-10-3

PRECIO ARGENTINA

ARS $16.000

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

PRECIO AMAZON

Pronto Disponible

 

Fragmentos fantásticos

AUTOR

Miguel Ángel Bustos

ISBN

978-958-52096-8-8

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

El bostezo de la mosca azul

Antología poética 1968-2019

AUTOR

Álvaro Miranda

ISBN

978-958-52793-5-3

PRECIO ARGENTINA

Agotado

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

Geografía de los amantes del Sur

AUTOR

Mónica Viviana Mora

ISBN

978-958-53033-2-4

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

Geografía de los amantes del Sur

AUTOR

Mónica Viviana Mora

ISBN

978-958-53033-2-4

PRECIO COLOMBIA

COP 35,000

Yo vengo a ofrecer mi poema

Antología de resistencia

SELECCIÓN & CURADURÍA 

Fredy Yezzed, Stefhany Rojas Wagner

y Eduardo Bechara Navratilova

ISBN

978-958-53033-3-1

PRECIO ARGERTINA 

AR $20.000

PRECIO COLOMBIA

COP 80,000

El inmortal

AUTOR

John Galán Casanova

ISBN

978-95853-39439

PRECIO COLOMBIA

COL 35.000

 

Las voces de la tierra

AUTOR

Yanet Vargas Muñoz

ISBN

978-958-49-3124-5

PRECIO COLOMBIA

COL 35.000

 

Lo que se desvanece

AUTOR

Luis Camilo Dorado Ramírez

ISBN

978-958-53394-8-0

PRECIO COLOMBIA

COL 35.000

 

Por el ojo del pincel

AUTOR

Mónica Fazzini

 

ISBN

978-987-86-5317-4

PRECIO ARGENTINA

ARS $10.000